- studenci i absolwenci wszystkich AWFów
- byli i obecni pływacy wyczynowi
- osoby, które indywidualnie trafiły do kompetentnego instruktora, będącego ich znajomym lub kimś z rodziny
Praktycznie, przez 2 lata jak byłem instruktorem pływania i ratownikiem wodnym, spotkałem tylko jedną osobę, która poprawnie płynęła kraulem na piersiach i nauczyła się sama pływać poprzez chodzenie na basen i podpatrywanie spod wody pływających wyczynowców.
Najbardziej bawi mnie, jak tatuś, wujek lub mamusia uczy swoje dziecko "pływać", mimo, że sama nie potrafi położyć się na wodzie tylko mówi do dzieciaka: "-Nie bój się, tylko połóż na pleckach i machaj nóżkami.". Maleństwo, albo walczy i gnie się, aby głowę mieć w pionie, albo leży i jest spięte jak agrafka. Takie dziecko, jak się czegoś nauczy, to instruktorowi często trudno tego oduczyć, bo w świadomości pociechy, ono przecież umie pływać dobrze. Ogólna konkluzja trenerska:
Jeśli nauczenie przeciętnego człowieka pływania zajmuje mi 30 lekcji, to przeuczenie jednego złego nawyku zajmuje tych lekcji 300, tylko i wyłącznie przy wysokim stopniu chęci zmiany tego ze strony samego dziecka. Wymagana jest wtedy wysoka świadomość ciała i duża pokora, co do własnych umiejętności, a tego Polacy nie mają w nadmiarze. Pierwszego nie uczy tzw. WueF, a drugiego nie uczą rodzice, bo przecież uczyć to może każdy - przecież to nic trudnego... i mamy całą rzeszę ludzi z wadami postawy.
Druga sprawa, to nasi, pożal się Panie Boże, trenerzy. Im starszy, tym głupszy. Większość z tych ludzi tkwi umysłem w latach 80-tych, kiedy to zajeżdżało się zawodnika kilometrażem. Jak przeżył, to się nadawał, a jak nie i lądował na wózku inwalidzkim, to się mu dawało rentę. Teraz państwo nie daje renty, więc spaczony zawodnik jest zdany na własne siły. Najlepsze jest to, że w całej historii polskiego pływania większość, jeśli nie wszyscy olimpijczycy doszli na szczyty tylko dlatego, że wyjechali do USA, gdzie zajęli się nimi trenerzy z prawdziwego zdarzenia i rozpisywali im indywidualne treningi. Ludzie ci mieli szczęście, że przeżyli próbę zajechania ich dużą ilością i długością dystansów. Na pytanie: Ilu z ogółu rozpoczynających pływanie nie przeżyło tresury? pozostanie bez odpowiedzi, bo żaden z panów utytułowanych trenerów nie robi tego typu statystyk, a tak na moje oko, to jakie 90% ludzi wypada z obiegu i ma potem wodowstręt na całe lata. Znam nawet takie przypadki, gdzie ludzie po treningu wyczynowym między 6, a 9 rokiem życia na kilkanaście lat mieli wstręt do wody i będąc nad morzem tylko wchodzili do kolan, żeby się popluskać, a tak przez cały czas leżeli na plaży.
Dzięki powyżej nakreślonym problemom, nie mamy systemu, który by stwarzał mistrzów, tylko czekamy, aż się taki narodzi. Średnia jest taka, że taki talent rodzi się raz na około 12-16 lat, co przedstawia ogólna konkluzja: Szukała/Wojdat - lata 90-te => Otylia Jędrzejczak 2004. Teoretycznie możemy się spodziewać kogoś na podium w roku 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz