Ogólnie przyjętą zasadą jest to, że od zdrowia jest lekarz, co jest tylko częściowo prawdą. Kiedy mamy poważną kontuzję lub chorobę, idziemy do lekarza. Ten przepisuje nam leki i z jego strony sprawa załatwiona. Jak toś przychyla się do tezy zawartej w pierwszej części pierwszego zdania, to pozostaje mu czekać na kolejną chorobę.
Normalnie, to od lekarza powinno się pójść do fizjoterapeuty, który jest pośrednikiem między lekarzem, a trzecią częścią całej układanki, a mianowicie trenerem i dietetykiem, którzy powinni zajmować się zachowaniem i pielęgnacją zdrowia, jako pewnej wartości, a nie służyć do odchudzania, bo przy tym żaden lekarz nie może pomóc, bo nie ma tabletki na otyłość.
Najbardziej bawi mnie jak jak fizjoterapeuci lub masażyści zostają trenerami osobistymi. O metodyce i strukturze treningu mają oni około 20% tego, co przeciętny nauczyciel powinien wiedzieć. Osobną sprawą jest to, że system edukacyjny pozwala na zaliczanie bez uczenia się, a mgr, który studiował i mgr, który zaliczał mają taki sam dyplom. Wracając do fizjoterapeutów, w myśl tej zasady, jeśli trenerem zostałby koleś, który jest lekarzem, byłby dla większości Polaków jeszcze bardziej kompetentnym trenerem niż masażysta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz